Uderzył Cię raz – uderzy ponownie. Nie wierz w jego obietnice i zapewnienia, że nigdy więcej tego nie zrobi. Zrobi. A Ty weź się w garść i zawalcz o swoje szczęście, dopóki nie jest za późno. Mnie uratowała miłość do córeczki i… muzyki!
Bicie, dręczenie psychiczne a także inne formy przemocy to nadal kontrowersyjny temat. Wiele osób wstydzi się przyznać, że pada ofiarą przemocy. Nadal największą grupę stanowią kobiety. To przede wszystkim wstyd oraz wyuczona bezradność często powstrzymują przed zerwaniem toksycznej relacji.
Ja tkwiłam w takiej relacji przez pięć lat. To było pięć długich lat, podczas których doświadczyłam przemocy fizycznej, emocjonalnej, i finansowej. Było ze mną tak źle, że w pewnym momencie w Lublinie chciałam wjechać windą na ostatnie piętro wieżowca i rzucić się z okna.Kiedy chciałam popełnić samobójstwo, to wizja, że moja córka mogłaby trafić pod opiekę mojej mamy lub partnera, powstrzymała mnie przed zabiciem się.
Dlaczego nie zakończyłam tego od razu?
Po dwóch tygodniach znajomości, mój były oprawca w dość niewyszukany sposób wyraził opinię na temat tego, że źle wychowuję córkę. To było jak zimny prysznic, ale stłumiłam w sobie instynkt i brnęłam w tę relację. Wydawało mi się, że jak ktoś mnie wszędzie wozi i przyjeżdża po mnie, to jest to forma troski, uczucia. Byłam też przekonana, że na inną, lepszą relację nie zasługuję.Godziłam się na eskalację przemocy, nie myśląc o tym, że to jest coś złego. Sądziłam, że tak ma być. Miałam wtedy fazę na Stinga i ciągle słuchałam jego płyt. Mój partner potrafił wyjąć płytę z podajnika i rzucić ją na ziemię. Popychał mnie, szturchał, poniżał, zdarzało mu się podejść i uderzyć mnie.
Muzyka uratowała mi życie i uczyniła mnie człowiekiem, którym jestem dzisiaj.
Pewnego dnia moja koleżanka zapytała mnie, jak mogę godzić się na takie traktowanie. Uzmysłowiła mi, że to nie jest normalne. Wtedy rozpoczęłam walkę o siebie, która nie była ani łatwa, ani przyjemna.
Miałam myśli samobójcze, ale zamiast zabić się, to zaczęłam pisać piosenki, historie o moim bólu i zmaganiach, wyrzucając stłumione uczucia i myśli i zamykając je w czymś, co przypominało piosenki. Od zawsze byłam olbrzymią pasjonatką muzyki, a pisanie piosenek przyniosło mi ulgę (wciąż przynosi), nadzieję i siłę, by poradzić sobie ze wszystkimi zmaganiami, które wtedy przechodziłam, jako samotna matka, mieszkająca w komunistycznym kraju, jako ofiara przemocy domowej i kobieta pracująca w przemyśle muzycznym. Pisanie piosenek oraz granie na żywo pomogły mi przetrwać, pozostać pozytywnym i generalnie żyć do dziś.
Pokazałam moje utwory znanemu kompozytorowi, który uznał, że są dobre, pomógł mi pokazać je światu. Miałam szczęście do ludzi, bo później wydałam kilka albumów i współpracowałam z wieloma artystami. Zdałam sobie sprawę, że odkąd skończyłam 6 lat (a moja rodzina powiedziała mi, że nie mam głosu i prawa by się odezwać, że nic nie wiem i nie rozumiem), i gdy znalazłam fortepian w lokalnym domu kultury, zrozumiałam, że muzyka „dała mi głos” i jest moją platformą komunikacji z resztą świata.
„Nie możesz od niego odejść, nie poradzisz sobie” – powtarzała moja mama
Zaczęłam budować pewność siebie, być odważniejszą. Ale nie było to łatwe, bo moja mama wpajała mi, że bez mężczyzny kobieta nie istnieje. Kiedy opowiadałam jej, co się dzieje u mnie w domu, że jestem dosłownie rzucana o ściany, że muszę odejść od partnera, słyszałam: Nie możesz od niego odejść, nie poradzisz sobie.
Kiedy mój aktualny mąż, postawny Szkot i absolutnie cudowny człowiek, podniesie czasem głos, od razu reaguję i stanowczo mówię, że nie musi krzyczeć, bo mam dobry słuch. U osoby, która jest wewnętrznie pewna siebie, wierzy w siebie, jest dla siebie samej ważna, takie słowa są naturalną reakcją. Osoba, która jest niepewna, nie wypowie ich, tylko położy uszy po sobie. Mnie dojście do miejsca, w którym jestem teraz, zajęło dwadzieścia lat.
Sounds Like Woman!
Spotkałam też wiele kobiet z podobnymi doświadczeniami i zdałam sobie sprawę, że mogę im też pomoc w podobny sposób właśnie muzyką, która nie jest zarezerwowana tylko dla artystów, ale jest pomocna i wzmacniająca dla każdego, kto ją kocha. Tak więc, wbrew wszelkim przeciwnościom, w wieku 42 lat ukończyłam Resocjalizacje poprzez sztukę na Pedagogium w Warszawie, a potem jako dojrzała kobieta nauczyłam się technicznej części produkcji muzycznej w Londynie, aby robić to, co kocham i z dumą stworzyć mój międzynarodowy projekt pod nazwą „Sounds Like Women” w Wielkiej Brytanii, z którym to w listopadzie przyjeżdżamy też do Polski. Teraz w ramach tego projektu buduję kontakty z brytyjskimi organizacjami pomagającymi kobietom i ich rodzinom: Poles in Need, Women’s Aid. Mam nadzieję, że „Sounds Like Women” przekształci się wkrótce w organizację non profit, której zadaniem będzie tworzenie muzyczno-społecznych projektów wspomagających kobiety na świecie. I że muzyka będzie skutecznie je wzmacniała.
Wszystko się zaczyna teraz układać, jak jakieś elementy układanki, wygląda to wreszcie jak piękny obraz. A może, ta historia, została napisana dla mnie dawno temu, ale musiałam żyć przez ponad 50 lat (mam 52), nauczyć się wielu nowych rzeczy, by móc w końcu to zrealizować i połączyć … Niesamowite …! Pozdrawiam serdecznie wszystkie panie i zapraszam na koncerty z panelami eksperckimi, na nasz Fan Page Sounds Like Women oraz do posłuchania pierwszego singla z naszego projektu w wykonaniu Eweliny Flinty!

Luiza Staniec
Wokalistka, pianistka, kompozytorka i autorka tekstów