Zapraszam Cię do fascynującej lektury. Rozpoczynamy nowy cykl z kobietami w roli głównej. Będą to historie, które zostały wyróżnione w zeszłorocznym plebiscycie “Jestem kobietą i sięgam po więcej”. Przed Tobą pierwsza z nich – taka, z którą możesz się identyfikować, taka którą możesz się inspirować oraz taka, która zmotywuje Cię do działania:
Wybuch pandemii, niepewna przyszłość, malutkie dziecko, które przez większość miesiąca chorowało i całkowicie nowe wyzwania osobiste. W trzecim miesiącu urlopu macierzyńskiego dowiedziałam się, że firma w której pracowałam przed porodem, nie przedłuża mi umowy o pracę. Na takie sytuacje mówi się szczęście w nieszczęściu, bo dzięki temu wszystkiemu, co spadło na mnie w jednym czasie, dzisiaj jestem naprawdę szczęśliwą osobą. Nie pochodzę z rodziny przedsiębiorców, lecz zawsze marzyłam o własnym biznesie i właśnie wtedy przyszedł moment na spełnienie tego pragnienia.
Nie wiedziałam, co chciałabym robić, ale za to doskonale zdawałam sobie sprawę z tego, czego robić nie zamierzam. Nie chciałam wracać na etat ani zrywać się rano i dojeżdżać z przesiadką do Warszawy, a w moim małym mieście dobrej pracy można ze świecą szukać. Wtedy zupełnie przypadkiem, chociaż podobno ich w życiu nie ma, natrafiłam na temat wirtualnej asysty. To był mój strzał w dziesiątkę! Mimo że nie miałam pojęcia o prowadzeniu własnego biznesu, uparłam się i zakasałam rękawy. Czy się bałam? Oczywiście. Czy pojawiały się chwile zwątpienia? Owszem. Czy trafiały się sytuacje kryzysowe? A jakże.
Należę do osób bardzo ambitnych. Kiedy wyznaczam sobie cel i wiem, że jego realizacja zależy tylko ode mnie, działam, bo wiem, że tylko dzięki temu, jestem w stanie coś zmienić. Dużo się uczyłam i nadal uczę. Inwestuję w to nie tylko swój czas, ale i spore pieniądze. Z ręką na sercu mogę przyznać, że przez 15 lat pracy w korporacji nie osiągnęłam tyle, co przez te lata, jako wirtualna asystentka, a obecnie również mentorka biznesu online i brand manager – po równoległym ukończeniu dwóch kursów i z certyfikatem MEN. Jestem z siebie dumna i mam do tego prawo, bo wszystko zawdzięczam swojej ciężkiej pracy i postawieniu na samorozwój.
W międzyczasie zmagałam się z nowymi wyzwaniami: prowadzeniem własnej firmy, o którym nie miałam pojęcia, z przestawieniem się na pracę w domu, z konkurencją, z wydaniem pierwszych produktów cyfrowych, a mam ich w swoim dorobku już 11 i z porażkami, których nie sposób uniknąć. Borykałam się również z problemami bardzo prywatnymi. Mierzyłam się z zawiścią. Z tym, że kiedy zaczęłam odnosić sukcesy i “wystrzeliłam” okazało się, że wielu osobom to przeszkadza i się ode mnie odsunęły.
Dziś do działania motywują mnie efekty, jakie wypracowałam. To, że nie stoję w miejscu i nie wypalam się zawodowo. Motywują mnie również klientki, które polecają moją osobę innym, a także to, że jestem przykładem, motywacją i potrafię zachęcać do działania. Jednak najbardziej mobilizuję się, kiedy myślę o tym, że do wszystkiego doszłam sama, bez znajomości i wsparcia osób twierdzących, że na “onlajnie” nie da się zarobić. Dzięki temu mam mnóstwo nowych pomysłów i z niecierpliwością czekam na każde kolejne wyzwanie. Dla mnie kluczem do sukcesu jest samorozwój – inwestowanie w siebie, a najlepsza rada, którą usłyszałam to:
Nie patrz na to, że nie czujesz się gotowa. Działaj z tym, co masz!
Gdybym mogła doradzić coś innym kobietom, tym które naprawdę pragną spełnić swoje marzenia, to powiedziałabym, żeby nie odkładały siebie na “kiedyś”, bo jeśli nie spróbują, to nie dowiedzą się, czy było warto. Powiedziałabym im także, żeby uwierzyły, że wszystko jest możliwe, a z każdej, nawet najgorszej sytuacji, jest wyjście. Więcej! Te najgorsze sytuacje otwierają przed nami nowe możliwości. Kochane, nie dajcie sobie wmówić, że się do czegoś nie nadajecie, że kobiety nie potrafią prowadzić biznesu. Pamiętajcie – kto nie ryzykuje, ten nie pije szampana!