Ewa Harapin to niezwykle silna i ambitna młoda kobieta, która wiele w życiu przeszła. Choroba nowotworową odebrała jej nogę… ale obudziła prawdziwą wojowniczkę, dla której teraz nie ma rzeczy niemożliwych. Na codzień pomaga maluchom chorym na raka i udowadnia wszystkim, że można osiągnąć co tylko się chce, bez względu na niepełnosprawność, czy inne przeszkody. Ewa niczego się nie boi, dlatego postanowiła we wrześniu zdobyć o kulach Szpiglasowy Wierch, który ma wysokość 2 172 m. n.p.m. A cel jet szczytny – przekonaj się sama.
Zapraszamy na inspirujący wywiad z Ewą:
Ewunia, jesteś młodą, niezwykle silną i odważną kobietą, która kiedyś stawiała czoła chorobie nowotworowej i… wygrała! Jak wyglądała Twoja droga do zdrowia?
Kiedy miałam 12 lat, nikt nie spodziewał się tego, że zachoruję tak ciężko. Choroba przyszła znienacka i przewróciła mój dziecięcy świat do góry nogami. Nie byłam przygotowana na to, że oprócz bardzo wyczerpującego leczenia, stracę również nogę. Początki były bardzo trudne. Było mi ciężko zaakceptować swoje nowe życie. Nie mogłam pogodzić się ze stratą nogi. Byłam zła na cały świat. Zadawałam sobie pytanie: “dlaczego ja muszę doświadczać takich przykrych przeżyć?”. Zawsze mi się wydawało, że wszystko mam pod kontrolą. Jednak czas pokazał, że pomimo wielu lat po przebytej chorobie, wciąż temat niepełnosprawności był dla mnie ciężkim przeżyciem. Dopiero kiedy poznałam mojego chłopaka, wszystko się zmieniło. Zrozumiałam, że mogę zrobić o wiele więcej niż mi się wydaję. W końcu uwierzyłam w siebie.
Wiele osób na Twoim miejscu załamałoby się – ale Ty przełamałaś wszystkie bariery i pokazujesz, że życie bez nogi to nie koniec świata! Skąd bierzesz tyle siły i energii do działania?
Moją największą siłą jest mój chłopak. To on pokazał mi, że jestem w pełni wartościową kobietą. A brak nogi wcale nie definiuje mnie jako osobę gorszą. W końcu odkryłam w sobie kobiecość, pewność siebie i odzyskałam wiarę w swoje własne możliwości. Zauważyłam, że to trudne doświadczenie mogę przekuć w dobro, którym mogę podzielić się ze światem i pomimo ciężkich przeżyć, zrobić coś dobrego również dla innych.
Dlaczego zdecydowałaś się pracować w Fundacji „Na Ratunek Dzieciom z Chorobą Nowotworową”?
Wynika to z moich doświadczeń. Choroba wpływa też nasza mentalność. Pomimo tego, że zachorowałam w wieku 12 lat, sporo wiedziałam co się dzieję dookoła. Kiedy wygrałam walkę z rakiem, dotarło do mnie, że wygrałam los na loterii, że jestem szczęściarą. Dostałam drugą szansę i muszę ją dobrze wykorzystać! Dlatego pierwsze co zrobiłam, to zapisałam się do wolontariatu w Fundacji. Potem wybór studiów nie był przypadkowy- skończyłam pedagogikę, bo chciałam pomagać dzieciom. Później przyszedł czas na pracę w Przylądku Nadziei, a teraz w fundacyjnym biurze w Warszawie. To co dzieję się w naszym życiu, jest po coś. Tłumaczę sobie to w ten sposób, że w moim życiu musiałam doświadczyć tych trudnych doświadczeń, żeby potem mieć większa świadomość tego, po co to wszystko robię. Po prostu wiem co te dzieci i ich rodziny przeżywają. Nie umiem być obojętna na ich los. Dlatego ta Fundacja jest bliska mojemu sercu. Nawet jeśli kiedyś nasze drogi się rozejdą, to zawsze będę miała sentyment do tego miejsca.
Jesteś aktywną instagramerką – co można u Ciebie znaleźć?
Życie dało mi porządnego kopa motywacyjnego. Mój bagaż doświadczeń również jest spory. Mam dużo energii i cel w życiu. Musiałam gdzieś się „wyżyć”. Dlatego takie miejsce jak instagram jest świetnym narzędziem do tego. Dzielę się z ludźmi moją historią, motywuję ich do działania, do codziennej walki i pracy nad sobą, jednocześnie pokazując i łamiąc stereotyp osoby z niepełnosprawnością.
„Do góry kulami” – na czym polega Twoja akcja?
Akcja jest organizowana głównie z myślą o dzieciach, które walczą z chorobą nowotworową. Chcemy pokazać im, że po chorobie, mimo trudnych doświadczeń, dalej mogą żyć pełnią życia. Pokazujemy to na moim przykładzie. Oprócz tego, chcemy zebrać 78 tyś. złotych na wózki sensoryczne, które wesprą terapie dzieci leczących się w Przylądku Nadziei. Dlatego, żeby to wszystko się zadziało, postanowiłyśmy dać coś od siebie i wejdziemy na Szpiglasowy Wierch (2 172 m.n.p.m.) już we wrześniu. Dlaczego akurat wtedy? Ponieważ jest to Światowy Miesiąc Świadomości Chorób Nowotworowych Dzieci i Młodzieży.
Dlaczego postanowiłaś akurat zdobyć szczyt?
Od dłuższego czasu marzyłam o tym, żeby wybrać się w góry. Jednak wcześniej nie miałam okazji i takiego czynnika, który spowodowałby, że podejmę ten krok. Na swojej drodze spotkałam Klaudię, która razem ze mną organizuję tę akcję. Okazało się, że jest wielką miłośniczką gór. Zaproponowała mi, że zabierze mnie w góry, a ja musiałam skorzystać z takiej okazji. Jednak oprócz samego wejścia, chciałyśmy zrobić coś więcej, stąd akcja “Do Góry Kulami”.
Cel akcji jest niezwykle szlachetny – zdradź nam szczegóły 🙂
Zbieramy pieniądze na wózki sensoryczne dla dzieci chorych na raka z Kliniki Przylądek Nadziei. Zbieramy na dwa takie wózki, żeby jeden znalazł się na oddziale hematologii, a drugi na przeszczepach. Po to, aby każde dziecko miało do nich dostęp. Oprócz zbiórki pieniędzy, chcemy dać dzieciom siłę i motywację do walki z chorobą. Na swoim przykładzie chce im pokazać, że mimo trudnych przeżyć, wszystko zależy od nich.
Jak wyglądają Twoje przygotowania do tego wyzwania?
Od 2 lat trenuję wyciskanie sztangi leżąc, więc w jakiś sposób czuję się przygotowana do wejścia. Poza tym, jestem już po pierwszej wyprawie. Tydzień temu miałam okazję wejść na Morskie Oko oraz na Czarny Staw. Było kilka trudności, ale udało się wejść na wcześniej zaplanowane szczyty. W połowie sierpnia również planujemy wyprawę w góry.
Wiele osób wspiera Cię i mocno kibicuje w działaniu, nawet obcy ludzie – jak Ty to robisz? 🙂
Wydaję mi się, że po prostu jestem autentyczna, w tym co robię. Osoby, które mnie znają, wiedzą, że robię to z czystej potrzeby serca. W tej akcji chodzi o to, że #razemmozemywiecej, i tak jest. Bez tych wszystkich ludzi dookoła, nie byłoby akcji “Do Góry Kulami”. Bardzo to doceniamy i mamy nadzieję, że po tym wydarzeniu uda się wspólnie spotkać i świętować sukces!
O akcji zaczyna być coraz głośniej – dlaczego twoim zdaniem ludzie angażują się w tego typu inicjatywy?
Ludzie są wspaniali. Ta akcja pokazuje, że chcą się angażować i pomagać. Znają cel akcji, znają mnie i moją historię. Wydaję mi się, że to może mieć wpływ na to, że chcą się angażować. Dostaję od innych również informację, że są pod wrażeniem tego, że robię tę akcję z myślą o innych, a nie o sobie. Może to też masz na to wpływ ☺
Co byś poradziła kobietom, które wiele w życiu przeszły i się poddały?
Trudno jest coś radzić. Każda z nich przechodzi przez różne doświadczenia życiowe. Jednak przez ten czas nauczyłam się jednego: mamy wpływ tylko i wyłącznie na swoje życie. Bez wysiłku i ryzyka nie miałabym szans, żeby osiągnąć to, co mam teraz. W końcu musiałam podjąć działania, żeby coś się wydarzyło. Nauczyłam się stawiać przed sobą cele i je realizować. Po udanym sukcesie, stawiałam sobie następne. To wchodzi w krew i napędza do dalszych działań. Trzeba po prostu zrobić ten pierwszy krok. Odważyć się.
Twoje motto, myśl przewodnia, to?
To trochę pokrywa się z tym, co pisałam wcześniej. Nie mam wpływu na innych ludzi, ale mam wpływ na siebie. Nie zmienię świata, ale ja mogę zmienić swoje podejście do życia. Dzięki temu, że przewartościowałam sobie to w głowie ,sprawiło, że teraz czuję się silniejsza i wiem, że poradzę sobie z ewentualnymi wyzwaniami, które pojawią się na mojej drodze.
Kochana, dziękujemy za fascynującą rozmowę.
Zapraszamy do wsparcia akcji Ewy!
Ewa Harapin
Do Góry Kulami